•  

        "Żeby przepłynąć ocean, trzeba mieć tyle cierpliwości, ile jest w nim wody"

         

         Odnośniki: [Leonid Teliga] [Opty] [Rejs] [Zakończenie]

         

        Leonid Teliga urodził się 28 maja 1917 roku w Wiaźmie, w Rosji. Dzieciństwo i młodość spędził w Grodzisku Mazowieckim. Fascynowały go książki Slocuma, Zaruskiego, Wagnera i Gerbaulta; marzył o dalekich oceanach. Po zdaniu matury chciał studiować medycynę, jednak szanse na to były niewielkie - głównie z powodu braku pieniędzy. Poszedł zatem odbyć służbę wojskową, a po roku wstąpił do szkoły oficerskiej. W 1937 roku ukończył kurs żeglarski w Jastarni. W rok później swój pierwszy oficerski urlop spędził na kutrze z Władysławowa, łowiąc na Bałtyku ryby. Wtedy naprawdę związał się z morzem. Wybuch II wojny światowej kieruje świeżo upieczonego żeglarza na wojenną tułaczkę. W czasie kampanii wrześniowej, w randze podporucznika, walczył w 44 pułku piechoty, osłaniając m.in. odwrót spod Tomaszowa Mazowieckiego. Tam zostaje ranny, przedziera się na wschód i nad Morzem Czarnym kończy roczną szkołę szyprów, po której pływa jako rybak w Azowie nad Donem. Już jako szyper na motorowcu WOLA brał udział w bojowych rejsach, ewakuując mieszkańców Rostowa zagrożonego przez wojska niemieckie. W 1942r. przy pierwszej nadarzającej się okazji, przywdział znów polski mundur, wstępując do armii tworzonej przez gen. Andersa. Poprzez Bliski Wschód, Indie, dookoła Afryki dotarł do Wielkiej Brytanii, skąd został wysłany na kurs nawigatorów lotniczych do Kanady. Później latał z Anglii jako strzelec pokładowy w polskim dywizjonie 300, na bombardowania Niemiec. Po zakończeniu wojny, latając jeszcze w transporcie do Europy, rozpoczął studia językowe w Cambrigde i ekonomii w Londynie. W roku 1947 Teliga powrócił do kraju. Pracował jako dziennikarz, urzędnik państwowy, dalekomorski rybak, uczestniczył w pracach komisji ONZ w Korei i Laosie, był także korespondentem PAP w Rzymie. Pracował również z młodzieżą, ucząc żeglarstwa na mazurskich obozach. Podczas tych lat pracy stopniowo dojrzewała w nim myśl o rejsie. Nierealna wizja powoli przemieniała się w plan. Możliwość odłożenia dewiz z częstych wyjazdów służbowych zbiegła się z możliwością wydania książek, które tłumaczył w poprzednich latach. Teraz mógł i miał co oszczędzać. W roku 1963 zrezygnował z pracy w PAP; po powrocie do kraju zaciągnął się na trawler WIGRY. Po powrocie z trzymiesięcznego rejsu na Atlantyk, Teliga rozpoczyna realizację samotnej eskapady. Do tego niezbędny był jacht.

         

         OPTY

         Wszystkie zarobione pieniądze Leonid Teliga przeznacza na budowę jachtu. Wpłaca zaliczkę na sporządzenie dokumentacji jachtu. Rozmowy z inż. Leonem Tumiłowiczem i przyjaciółmi dotyczą już nie zamiarów, lecz konkretnych planów jachtu, wyboru stoczni, drewna, zapasów, materiałów. Pierwsze rysunki techniczne jachtu inż. Tumiłowicz przygotował w roku 1964. Następnie przyszedł czas załatwiania materiałów na zbudowanie jachtu. Nieraz w sprawach drewna, radia, dakronu, lin, silnika, trzeba było nawet sięgać po poparcie ministrów. Z pomocą Telidze przyszły m.in.: Polski Związek Żeglarski, Ministerstwo Żeglugi. Aż wreszcie latem 1965r. w baraku przeznaczonym do rozbiórki rozpoczęła się budowa jachtu. Kilka osób pracowało w niesamowitym kołowrocie, aby ukończyć budowę w zaplanowanym terminie; a ta opóźniała się głównie ze względu na braki materiałowe. Dość powiedzieć, że po wielu miesiącach budowy, 12 listopada 1966 roku Izba Morska wydała postanowienie o wpisaniu do rejestru okrętowego jachtu OPTY (skrót od optymista) pod numerem ROG 1374.

         Jacht oceaniczny typu Tuńczyk, został zaadaptowany wg. założeń Leonida Teligi do dalekiej samotnej żeglugi. Tuńczyk jest ewolucją Konika Morskiego, polskiego jachtu pełnomorskiego konstrukcji inż. Leona Tumiłowicza. Jacht miał konwencjonalną konstrukcję kadłuba: dębowy szkielet i mahoniowe poszycie. Wnętrze OPTY wykonane zostało także z mahoniu i ze sklejki mahoniowej, wyposażone w 3 koje (gościnne - jak mawiał Teliga), stół składany, stół kuchenny z szafką, stół nawigacyjny. Schowki w kabinie na burtach, szafka ubraniowa przy maszcie, schowki pod kojami. Omasztowanie OPTY było sosnowe, klejone. Balast żeliwny 2200 kg, ster dębowy. Jacht wyposażono w żagle zasadnicze: grot, fok i bezan, dwa komplety (tergalowy i bawełniany), żagle sztormowe - bezan, trajsel i fok sztormowy oraz żagle lekkie - genua, fok, spinaker, dwa motyle pasatowe i żagle marszowe - grot i fok. Napęd pomocniczy stanowił silnik Volvo Penta DM 5 KM.

        Podstawowe dane:
        długość 9.85 m;
        szerokość 2.75 m;
        zanurzenie 1.56 m;
        wyporność 5 ton;
        powierzchnia żagli 43 m2.

        Jacht poddano szczegółowym oględzinom i kontroli wyposażenia. Na tej podstawie inspektor nadzoru technicznego PZŻ w listopadzie 1966 wydał Orzeczenie Zdolności Żeglugowej. OPTY był niemal gotów do drogi. Załoga ŚMIAŁEGO, który właśnie powrócił z rejsu dookoła Ameryki Południowej odstąpiła Telidze wiele map, tablic nawigacyjnych, spisów świateł; Ludomir Mączka użyczył swojego chronometru. Warto podkreślić fakt, że OPTY nie był wyposażony w radio; w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa żeglarz nie miał możliwości wezwania pomocy, a wieści z rejsu przesyłał za pośrednictwem napotkanych statków, które przekazywały je do Polski.

         SAMOTNY REJS

         Niestety listopadowy Bałtyk skutecznie zagradzał drogę ku cieplejszym morzom, gdzie zgodnie z pierwotnymi planami miał się znajdować teraz OPTY ze swoją załogą. Projekt przebicia się chociażby do Anglii spotkał się ze sprzeciwem PZŻ. Wysunięto natomiast projekt transportu jachtu na cieplejsze wody. Na początku grudnia zapadła decyzja o transporcie jachtu na pokładzie m.s. SŁUPSK. 8 grudnia 1966 SŁUPSK z umocowanym na pokładzie jachtem, załadowanym do granic możliwości wychodzi z Gdyni - kierunek Casablanca. Po ośmiu dniach żeglugi statek zawija do Casablanki, a jego załoga po wyładowaniu OPTY pomaga Telidze w stawianiu masztów i klarowaniu jachtu.
         

         25 stycznia Leonid Teliga opuszcza Maroko. Kieruje swój jacht na Wyspy Kanaryjskie. Żegluga do Las Palmas dała żeglarzowi przedsmak niemal wszystkich warunków jakie miał spotkać na swej drodze. Był sztorm i flauta, ciężka praca kadłuba na fali, ale też dobra samosterowność i dobra praca żagli. Okazuje się niestety, że podczas gdy fala zalewa pokład, nadbudówka przecieka na zrębnicy; stało się to zmorą całego rejsu. Także z załogą OPTY nie jest najlepiej. Daje znać o sobie bolesne lumbago. Pojawia się zwątpienie; żeglarz rozważa możliwość zakończenia rejsu w Ameryce, po pokonaniu Atlantyku. W czasie słonecznych dni Teliga nie tylko suszy na pokładzie swe rzeczy, ale wykorzystuje każdą wolną chwilę, aby porządnie wygrzać się na słońcu. Okazuje się, że w walce z lumbago, takie "solarium" potrafi zdziałać cuda.

        Kolejny zawód sprawia żeglarzowi silnik, w którym pęka wał śruby; odtąd niemal przez cały rejs Teliga będzie miał z nim problemy. Wreszcie po szesnastu dniach żeglugi, 12 lutego 1967 OPTY zawija do portu Las Palmas. W miejscowej stoczni remontowany jest wał silnika i malowany na nowo kadłub. Wreszcie po zwiedzeniu wyspy Gran Canaria i dokonaniu wszystkich niezbędnych napraw Teliga opuszcza gościnne wyspy 16 marca, aby przebyć Atlantyk. Będzie to pierwsze samotne przejście tego oceanu pod polską banderą. Próbuje, jak można płynąć szybko i wygodnie. Narzeka jednak na brak samosteru. Teliga eksperymentuje z żaglami Żagle bliźniaki, postawione na przednich sztagach, ciągnęły lepiej; zyskiwałem prawie milę na godzinę, ale cóż z tego, urządzenia sterownicze różnych systemów nie działały tak sprawnie, jak mój układ żagli samosterów. Teliga stopniowo wchodzi w rutynę samotnego rejsu. Swój jadłospis uzupełnia łatającymi rybami, które zbiera rankiem z pokładu.

        Po miesiącu żeglugi, 16 kwietnia dociera na Antyle. Barbados wita go wieloma niespodziankami, nieznajomi ludzie witają go jak starego przyjaciela, są bardzo przyjaźni i bezinteresowni; na przykład dentysta, który leczył Telidze zęby, gdy przyszło do płacenia rachunku miał powiedzieć: Kartkę pocztową z każdego portu. Po zwiedzeniu Antyli, w tym Martyniki i Grenady, 21 czerwca Teliga rusza w dalszą drogę; tym razem z zamiarem dotarcia do Kanału Panamskiego. Część tej drogi to spokojna pasatowa żegluga, ale w większości jednak zmaganie ze sztormem i awariami takielunku. Na przejście Kanału Panamskiego na OPTY mustruje kilku amerykańskich studentów (każda jednostka pokonująca Kanał musi mieć na pokładzie kilkuosobową załogę). Tutaj znowu ma miejsce awaria silnika - na szczęście udaje się ją szybko usunąć. Po wyjściu na Pacyfik Teliga obiera kurs na Galapagos. Dni mijają szybko, żegluga w pasacie z postawionym bliźniaczym fokiem. Wieją pomyślne wiatry, choć o zmiennej sile. Wreszcie pogoda pogarsza się - żegluga staje się mokra i pochyła.

        Mimo starannego uszczelnienia i malowania, feralna nadbudówka stale przecieka. W wolnych chwilach Teliga czyta o przeżyciach innych, żeglujących tą samą trasą. Zasnute chmurami niebo uniemożliwia prowadzenie astronawigacji, zatem żeglarz "jedzie" na zliczenie. Wreszcie pogoda poprawia się, na horyzoncie pojawiają się wyspy, a pozycja zliczona różni się od rzeczywistej tylko o kilka mil. Postój na Galapagos trwa pięć tygodni. Jeszcze przed opuszczeniem wysp Teliga odwiedza zatokę pocztową przy wyspie Floreana. Znajduje się tam beczka, do której załogi statków wkładają listy z załączonymi pieniędzmi na ich przesłanie. Natomiast jednostki idące w stronę portów, z pocztą zabierają te listy. Jest to zwyczaj wywodzący się jeszcze z epoki żaglowców. Z kilku listów pozostawionych przeze mnie jeden dotarł na pewno. Potwierdził to odbiorca... 28 października 1967 Teliga opuszcza Galapagos. W górę idą bliźniaki, rozpoczęła się łagodna, szybka żegluga. Niestety pasat nie wieje zbyt regularnie i przy kursach baksztagowych - a więc przy klasycznym zestawie żagli - pojawiają się kłopoty z samosterownością. Aby mieć czas na wyspanie się, Teliga musi często iść kursem odchylonym od pożądanego o 1520 stopni.

        Niepotrzebnie wydłuża to żeglugę. Pojawiają się marzenia o samosterze, które szybko urzeczywistniają się w postaci... projektu; pozostaje tylko cierpliwe czekanie na pierwszy port. Po trzydziestu jeden dniach na morzu dociera do Markizów, jednak nie zatrzymuje się tam na długo i rusza w dalszą drogę w stronę Tahiti, gdzie dociera 31 grudnia 1967 roku. Teliga dwukrotnie powitał nowy 1968 rok - na morzu, według czasu polskiego oraz w porcie, według miejscowego. Jeszcze w drodze na Tahiti OPTY zderzył się z dryfującym pniem palmy. Wstrząs był silny, ale kadłub wytrzymał i nie przeciekał. Dopiero na Tahiti okazało się, że część burty jest mocno zadrapana i widnieje na niej kilka szram. Niestety port Papeete jest przepełniony (o tej porze jachty przeczekiwały tam sezon huraganów, wykorzystując czas na remonty) i jacht Teligi musi czekać na swoją kolejkę do pochylni. Teliga obawia się, że w miejscach nie chronionych farbą po zderzeniu z palmą, do dzieła weźmie się świdrak tropikalny - toredo. Niestety obawy potwierdziły się. Dopiero po trzymiesięcznych oczekiwaniach (Teliga nie marnuje tego czasu; buduje m.in. zaprojektowany wcześniej samoster) OPTY zostaje wreszcie wyslipowany. Poszycie poddane zostaje naprawom w miejscach stoczonych przez toredo i na nowo pomalowane. 7 maja 1968 opuszcza Tahiti i z pasatem rusza w dalszą drogę, kierując się na północny zachód - do Bora Bora.

        ?Samuś?, bo tak Teliga nazwał swój samoster spisuje się dobrze. Już następnego dnia na horyzoncie ukazuje się Bora Bora. I znów kłopoty z silnikiem podczas wejścia do laguny. Na wyspie Teliga odwiedza grób Alaina Gerbaulta, wielkiego francuskiego żeglarza. Część rejsu postanawia odbyć bez "mechanicznego pomocnika" i demontuje śrubę i wał silnika. 16 maja opuszcza wyspę. Silne wiatry pozwalają na rekordowe przebiegi dobowe rzędu 150 i więcej mil. Na trasie z Bora Bora OPTY przecina antypołudnik Warszawy; z tej okazji jego załoga stawia za pomocą flag sygnałowych sygnał "Pozdrowienie dla Warszawy". Na odcinku tym samotny żeglarz obchodzi 51 urodziny. Fidżi osiąga 4 czerwca. Na miejscu zostaje poddany remontowi silnik jachtu - nadzieja, że kłopoty z wałem należą już do przeszłości. Dodatkowo maluje kadłub, zabezpieczając w ten sposób smakowity mahoń przed atakami świdraka. Warto wspomnieć, że właśnie tutaj w Suva (stolica wyspy) robak ten zatopił ZJAWĘ II Wagnera. W Suva Teliga miał dostać wizę australijską, gdyż chciał zawinąć do Sydney. Niestety wizy nie otrzymał. Przygotowuje się więc do dalszego rejsu przez Nowe Hebrydy i Cieśninę Torresa. Kompletuje brakujące mapy, uzupełnia prowiant. Wreszcie 29 lipca wyrusza w drogę powrotną i opuszcza Fidżi. Postanawia opłynąć Przylądek Dobrej Nadziei i dojść tak daleko jak mu się uda. Bierze zapasy żywności i wody na 150 - 180 dni.

        Będzie to najdłuższy etap w jego rejsie. Do Dakaru zawinie już w następnym roku, 9 stycznia, zostawiając za rufą 13260 Mm. Po miesięcznej żegludze zostawiając za rufą Morze Koralowe, Cieśninę Torresa i Morze Arafura, wypływa na Ocean Indyjski, gdzie spotyka bardzo zmienne wiatry. Zaczęły dąć z różnych kierunków. (...) Czasem wiały zaledwie na tyle, aby wypełnić żagle, to znów zmuszały mnie do zrzucenia ostatniego skrawka płótna i demontowania płatu samosteru. Dla Teligi ważnym etapem rejsu jest przecięcie południka Warszawy; przechodzi on tuż koło najbardziej wysuniętego na południe krańca Afryki - Przylądka Igielnego. Później jest już Przylądek Dobrej Nadziei i Atlantyk; OPTY kieruje się ku północy. 8 grudnia 1968, dokładnie w drugą rocznicę opuszczenia Gdyni na pokładzie SŁUPSKA, Teliga przekracza równik; jest z powrotem na północnej półkuli. Ostatniego dnia 1968 roku OPTY spotyka krótkotrwały, lecz gwałtowny huragan. Uszkadza on bezanmaszt jachtu. Teliga postanawia obyć się bez niego i demontuje maszt, który pocięty na kawałki wyrzuca za burtę. Od tego momentu OPTY staje się slupem.

        9 stycznia 1969, po 165 dniach w morzu Teliga dociera do Dakaru w Senegalu. Tam odpoczywa po trudach żeglugi, zwiedza okolicę, remontuje jacht i uzupełnia zapasy. 27 marca opuszcza Dakar i rusza na ocean - kierunek północny i Wyspy Kanaryjskie. 5 kwietnia, o godzinie 11.15 czasu Greenwich, na pozycji 23°25' W 23°56' N, OPTY przecina swój kurs sprzed 2 lat - zamyka wokółziemską pętlę. Rejs dookoła świata trwał dwa lata, trzynaście dni, 21 godzin i 35 minut. Żeglarza coraz częściej dręczą symptomy nasilającej się choroby - nieznośne bóle. 16 kwietnia osiąga Wyspy Kanaryjskie. Po czterech dniach postoju rusza w ostatni etap rejsu, który ma się zakończyć w miejscu, w którym się rozpoczął - w Casablance. Dociera tam 29 kwietnia i cumuje przy burcie polskiego statku SANDOMIERZ. Następnego dnia, w obecności polskich dyplomatów i przedstawicieli władz Maroka, rejs OPTY został oficjalnie zakończony. Zakończyła się podróż jego marzeń.

         

         ZAKOŃCZENIE REJSU

         Niestety bóle pojawiają się znowu. Teliga zostaje poddany badaniom; decyzja: natychmiastowy powrót samolotem do Warszawy. Prosto z Okęcia Teliga jedzie do szpitala, gdzie przechodzi operację. Potwierdzają się diagnozy lekarzy; utajony przez wiele lat nowotwór. Było jasne, że kapitan nie przyprowadzi już swego jachtu z Casablanki do macierzystej Gdyni. OPTY powrócił zatem do kraju na pokładzie m.s. ORŁOWO 13 czerwca. Rekonwalescencja przebiegała prawidłowo. Operacja i zabiegi rokowały nadzieję na powrót do zdrowia. Teliga rozpoczął serię masowych i tłumnych spotkań z entuzjastami swego rejsu. Udzielił kilkudziesięciu wywiadów. Zakończył pisanie miniatur "OPTY od Gdyni do Fidżi" i "OPTY od Fidżi do Casablanki". Zaczął porządkowanie materiałów do książki "Samotny rejs OPTY"; pracę nad nią przerwała śmierć. Leonid Teliga zmarł 21 maja 1970 roku.